Jak małopolscy rolnicy obnażyli niekompetencję twórców uchwał antysmogowych.
Kraków to kolebka domorosłych działaczy antysmogowych, bardzo aktywnych i łatwo zdobywających wpływy wśród polityków. Temat smogu to również łakomy kąsek dla biznesu, gdzie mniej liczy się efekt ekologiczny a bardziej szerokość rynku jaki się zyskuje. Często kosztem innych grup społecznych czy zawodowych. Poczuli to na własnej skórze rolnicy.
Rolnicy a zakazy używania paliw stałych
Problem jest taki, że zarówno aktywiści jak i politycy są w naturalny sposób wciągani są w sfery interesów, co może prowadzić do tworzenia wadliwego (ekologicznie) prawa, za to przyjaznego np. określonej branży. Poznać to można po tym, że w wyniku zastosowania takich przepisów zauważalne są antyekologiczne efekty. Wygląda na to, że przykładem może być grupa indywidualnych, niewielkich producentów warzyw. Grupa rolników słusznie kojarzona z polską zdrową żywnością – ich gospodarstwa są obsługiwane „własnymi rękoma”, gdzie masowe działania (jak stosowanie GMO, opryski i inne) nie są bardzo opłacalne.
Zakaz używania paliw stałych w Krakowie zaowocował widmem bankructwa dla producentów warzyw posiadających uprawy w granicach miasta. Wielu z nich niedawno zamieniło piece utrzymujące odpowiednią temperaturę w szklarniach na niskoemisyjne, nie powodujące nadmiernego zanieczyszczania powietrza. Okazało się, że z powodu zakazu trzeba je zlikwidować i ponieść koszty kolejnych modyfikacji systemów ogrzewania. Tak działa prawne promowanie określonego typu urządzeń.
Producenci warzyw zazwyczaj mają podpisane z agencjami rolnymi kilkuletnie plany dostaw, mają określone zobowiązania, które nie uwzględniają kilkudziesięciotysięcznych dodatkowych kosztów wynikających z tak istotnych „kombinacji legislacyjnych”. Nie mówiąc o wzroście ceny energii. Z tych powodów indywidualni producenci warzyw z Krakowa to niemalże bankruci – tak znikają producenci zdrowej ekologicznej żywności. Sztandarowy efekt działania prawa, które w imię ekologii niszczy… ekologię.
Skąd ten smog
Rolnicy z Małopolski wiedzieli, że coś tutaj nie gra i że muszą się bronić, bo bez nich w warzywniakach zostaną już tylko same plastiki. Dowiedzieli się, że krakowski zakaz używania paliw stałych nie przynosi istotnych efektów ekologicznych a przekłada się zasadniczo na sprzedaż określonych urządzeń produkcji głównie zagranicznej. Dotarły też do nich informacje, że urzędnicy marszałkowscy współpracujący blisko z Krakowskim Alarmem Smogowym pilnują, żeby smogu było więcej zabraniając podległym im ekodoradcom pomocy w nauce prawidłowego-bezdymnego spalania paliw stałych. Zrozumieli, że w tej grze nie ma zupełnie ich winy i zamiast bankrutować zaczęli uświadamiać Radnych oraz Zarząd Województwa Małopolskiego o tym co naprawdę się dzieje.
Rolnicy nie ustępują
Najpierw zorganizowali przemówienie podczas obrad sejmiku pod przewodnictwem prof. Jana Dudy i przekonali samorządową Komisję Rolnictwa, żeby wzięła ich w obronę. Komisja wystąpiła do zarządu województwa o zwolnienie producentów rolnych z zakazu używania paliw stałych. Gdy efektów nie było widać, rolnicy zorganizowali protest na plantach przed budynkiem urzędu marszałkowskiego. Wyszedł do nich wicemarszałek Urynowicz nadzorujący pracę departamentu zajmującego się konstruowaniem przepisów antysmogowych w Krakowie. Tłumaczył im, że jego podwładni nie mają możliwości prawnych wyłączenia grupy zawodowej z obowiązywania przepisów uchwał zwanych antysmogowymi. Twierdził, że jest to w gestii jedynie Ministerstwa Klimatu, które musiałoby w tym celu zmienić ogólnokrajowe przepisy:
„Jestem otwarty na rozmowę, jednak problem protestujących nie jest związany z tym co robi Urząd Marszałkowski, a z zarządzeniem Ministra Klimatu. My w naszych przepisach musimy mieścić się w granicach prawa ochrony środowiska”.
Chcąc pokazać dobrą wolę, wicemarszałek przedstawił „gorące jeszcze” pismo z prośbą o zmianę tych przepisów, które kierował do ministra Kurtyki.
Ministerstwo Klimatu demaskuje
Rolnicy byli nieufni, bo wyposażeni w informacje, które nie pasowały do dobrej woli urzędników pilnujących przecież, żeby smogu i strachu było więcej. W miarę oczekiwania na odpowiedź z Warszawy stawało się coraz bardziej jasne, że starożytnym wzorem, są odsyłani „od Annasza do Kajfasza”. Minęło niemal 4 miesiące zanim doczekali się korespondencji zwrotnej z Ministerstwa Klimatu do wicemarszałka Urynowicza. Jej treść jest zatrważająca i potwierdza najgorsze obawy ludzi, którzy są poddani działaniu krakowskich przepisów „antysmogowych”. Sekretarz stanu Ireneusz Zyska poucza małopolskiego wicemarszałka, że nie jest prawdą jakoby instalacje grzewcze nie objęte obowiązkiem uzyskiwania tzw. pozwoleń zintegrowanych, są zostawione poza kontrolą prawa. W sprawie zwolnienia rolników z zakazu używania paliw stałych ministerstwo nie zostawia na małopolskich urzędnikach suchej nitki. Tłumaczą im znaczenie słowa „lub” w następujący sposób:
„Dodatkowo, nawiązując do stwierdzenia zamieszczonego w drugim akapicie Pana pisma, chciałbym także zauważyć, że jakkolwiek przepis art. 96 ustawy Poś istotnie nie mówi o możliwości „przyznania indywidualnych odstępstw dla osób prowadzących działalność rolniczą”, to umożliwia w ust. 6 (poprzez zastosowanie w pkt 2 spójnika „lub”) określenie w uchwale antysmogowej nie tylko „rodzajów instalacji”, dla których wprowadza się ograniczenia lub zakazy, ale także „rodzajów podmiotów” objętych tymi ograniczeniami lub zakazami. W uchwale podejmowanej przez sejmik województwa na podstawie art. 96 ustawy Poś możliwe jest zatem ukształtowanie zakresu wprowadzanych ograniczeń lub zakazów z uwzględnieniem specyfiki danego województwa, poprzez określenie zarówno rodzajów instalacji jak i rodzajów podmiotów objętych uchwałą.„
Jasne jest, że podwładni pana Urynowicza, wspomagani teoretykami Krakowskiego Alarmu Smogowego, mogli skonstruować treść uchwał antysmogowych bez konieczności niszczenia producentów zdrowej żywności. Nie tylko tego nie zrobili, ale również zwodzili rolników przez długie miesiące, bo nikt poważny przecież nie uwierzy, że nie znają znaczenia spójnika „lub”.
Konsekwencje
Małopolscy rolnicy całkowicie utracili zaufanie do Krakowskiego Alarmu Smogowego, wicemarszałka Urynowicza i podległych mu urzędników zajmujących się smogiem. Wszczęli alarm w urzędzie marszałkowskim i doprowadzili do otwartego spotkania konsultacyjnego nowego Programu Ochrony Powietrza w Małopolsce. Zaproszenia zostały rozesłane na 6 dni przed spotkaniem! Przebieg tej imprezy był dla marszałkowskich urzędników jednoznacznie negatywny. Ujawnił kolejne grupy społeczne pokrzywdzone przez zakazy lub próby ograniczania użytkowania paliw stałych. Już nie tylko rolnicy ale też kominiarze, sprzedawcy polskiego węgla, producenci kotłów i kominków na biomasę leśną, zduni, bezdymnie palący użytkownicy oraz ekolodzy zaprotestowali przeciw działaniom urzędników podległych wicemarszałkowi Urynowiczowi. Domagają się usunięcia tej kadry i rozpoczęcia realnych działań antysmogowych z edukacją zamiast zakazów. Ale o tym osobna relacja.
Krzysztof Woźniak, Polskie Forum Klimatyczne
Fotografia tytułowa: Radio Kraków
Sądząc po liczbie protestujących, rolników chcących ogrzewać swoje warzywa węglem nie ma zbyt wielu :)))))
Zresztą umówmy się, że pomidory ogrzewane węglem, maja tyle wspólnego ze zdrową żywnością co pierogi ruskie z Rosją.
Po ujawnieniu stanu jakości w Skale, znajomi przestali kupować produkty z tamtejszej mleczarni.
Opamiętajcie się! Już nikt nie ma wątpliwości, że spalanie węgla nie przynosi niczego dobrego.
A te bajeczki o czystym spalaniu od góry? Kogo chcecie nabrać?
Skoro do zakazu dostosowali się wszyscy mieszkańcy Krakowa,
to dlaczego rolnicy mają być traktowani w sposób wyjątkowy?
Wstyd!
Jest ich na tyle dużo, że wicemarszałek wyskoczył z gotowym pismem do ministra klimatu. Tak, że ten. 😉
Wstyd to jest krytykować nie mając podstawowej wiedzy w danym temacie.
Palenie „od-góry” to raczej alarmy smogowe omawiają. Jeśli ktoś chce palić bez dymu, to powinien to robić w sposób współprądowy, nie zawsze od góry. W niektórych piecach od dołu.
Następna sprawa to informacja, że paliwa stałe to m. in. drewno i pellet – odnawialne źródła energii a nie tylko węgiel. Zakazy używania OZE to jawne niszczenie klimatu, któremu przeciwstawiają się rolnicy i również ekolodzy. Popieranie tego procederu przez alarmy smogowe i małopolskich urzedników to jest dopiero wstyd.
I trzecie – do zakazu nie dostosowali się wszyscy mieszkańcy Krakowa, a niepokorni dostawali kary ograniczenia wolności. Takie dostosowanie to za Stalina funkcjonowało – nie, dziękujemy alarmom smogowym i urzędnikom za takie prawo. Może w Rosji, ale nie w Małopolsce.
Panie Piotrze proszę się nie kompromitować. Żadne spalanie wegla nie będzie eko. Żywność z takich miejsc bedzie skazona. Prosze to sobie uzmysłowić. A drewno to wg tylko wybranych ekologów jest OZE. Większość ekologów i naukowcow jest przeciwne spalaniu drewna. Podczas jego spalania wydziela się jeszcze więcej pylow PM2.5 i rakotwórczych benzoapirenów niż podczas spalania węgla.
Panie Łukaszu, drewno spalane w urządzeniach spełniających normy klasy 5 nie jest w stanie zatruwać powietrza powyżej norm WHO. Nie ma ani jednego takiego badania naukowego. Pan posługuje się danymi ze spalania w starożytnych urządzeniach?! Mamy już 21 wiek, niech pan sprawdzi normę ekoprojektu i trochę poczyta. Poza tym drewno jest powszechnie uznawane jako OZE, zwłaszcza przez naukowców. Pan przywołuje jakieś pseudofakty. Nie wiem też czy pan nie zna dyrektyw Unii Europejskiej a te każą promować OZE z drewna i uznają je za OZE. Bo jeśli pan je zna, to znaczy, że pan nie przestrzega unijnego prawa i być może namawia do jego łamania. Czy pan mieszka w Europie?